niedziela, 24 maja 2015

3.





 Rozdział 3



       Minęły dwa dni od ataku w lesie. Dwa, ciężkie do przeżycia dni, gdyż pierwszy prawie cały przespałam a drugiego nie byłam w stanie się ruszać i wymiotowałam. Sądziłam że czymś się przytrułam, albo ta kawa w Barbarosie była jakaś trefna. Ale dzięki Bogu przez te dni, na zmianę siedzieli przy mnie i opiekowali się mną Tristan i Emma. Dyrektor ponoć trochę kręcił nosem z tego powodu, gdyż nie do końca podobało mu się że zamiast przebywać w swoim pokoju, siedzieli u mnie. Ale koniec końców pozwolił im na to i z tego, co powiedziałam mi Em, dyrektor przejął się moim stanem. Niby nawet gdy spałam, odwiedził mnie i zostawił kwiaty. Rzeczywiście, dalej stały we flakoniku z odpowiednio nalaną wodą. I muszę przyznać, że były piękne. A jako że dziś czułam się lepiej, to postanowiłam iść na zajęcia.



        Gdy lekcje się skończyły, Emma zaproponowała mi że opowie nieco o Danarimie, jego wojnie z Esperanzą i ogólnie o tym, o czym napomknęli w kafejce dwa dni temu. Pomyślałam, że przydało by się jakieś dłuższe wyjaśnienie a poza tym, chciałam usłyszeć o tym miejscach. Byłam ciekawa jak tam jest, jak oba miejsca wyglądają i takie tam. Po wyjściu ze szkoły udałyśmy się do domku na drzewie, który był na polanie, na której zaatakował mnie ten "cień". Zeszłyśmy ze wzgórza i w połowie drogi w dół, skręciłyśmy na leśną dróżkę. Przeszłyśmy przez nią w ciszy a gdy weszłyśmy na polanę, stanęłyśmy na chwilę. Mimo że nie byłam tam pierwszy raz, dalej byłam zachwycona widokiem. Polana z idealnie krótką trawą, jakby ktoś ją podcinał co najmniej dwa razy w tygodniu. W około rosły piękne drzewa z bujnymi koronami i ślicznie zielonymi liśćmi. W centrum polany stało drzewo, na którym zbudowany był domek. Czas zrobił swoje i deski, z których dom był zrobiony, lekko popróchniały. Schody były tak skonstruowane, że ich rozpoczęcie było skierowane w stronę ścieżki, którą się wchodziło na polanę. Poprowadzone były dookoła domu i po prawej stronie od wejścia na polanę, były drzwi wejściowe. Po lewej stronie domku, pośród drzew płynęła rzeka. Emma lekko szturchnęła mnie w rękę, jednocześnie odrywając mnie z oglądania widoku. Pokierowałyśmy się do domku, i gdy miałyśmy wejść po lekko spróchniałych schodach, usłyszałyśmy dziwny szept i gramolenie w krzakach. Lekko się przestraszyłam, nie powiem że nie, lecz Emma zachowała zimną krew i wyciągnęła rękę w górę.
    - Gladio!- zawołała, a po chwili w jej dłoni pojawiła się zielona poświata, która pięła się ku górze, tworząc zielono-złoty pyłek który materializował się i stworzył piękny miecz. Zauważyłam że rękojeść była złota a na niej wygrawerowane było pnącze. Głownia wydawała z siebie dziwnie blado zielony blask. Głowica była z tego samego materiału co głownia, a na jej końcu znajdowało się niewielkie ostrze. 

   - Jak ty to..?- wybełkotałam. W tym samym czasie z krzaków dobiegł głośniejszy szept i odgłos, jakby coś wydostawało się zza krzaku.
   - Johanno, schowaj się w domku, a ja sprawdzę co to jest.- powiedziała stanowczo Emma a ja wykonałam jej polecenie z prędkością światła. Wchodząc po schodach, jeden stopień się lekko osunął, ale śmiało można było na nim jeszcze raz stanąć. Po wejściu do domku, od razu podbiegłam do okna i obserwowałam Em.


        Blondynka była już na skraju polany i kierowała się w kierunku krzaku, z którego dobiegał odgłos. Złapała miecz obiema dłoniami, przybliżyła do siebie i będąc na przeciw krzewu, kopnęła go czubkiem buta. Zza niego z ogromną prędkością wyskoczył młody chłopak, wywracając Emmę na plecy. Jego oczy wydawały z siebie ognisty blask. Em wstała i podniosła ostrożnie miecz, który wypadł podczas jej upadku na ziemię. Chłopak przekręcił głowę w lewo i patrzył na blondynkę. Po chwili jego dłonie zapłonęły, złączył je i wystrzelił w kierunku Emmy ognistą kulę. Ta zrobiła przewrót w lewo i  wyciągniętym przed siebie mieczem, podbiegła do chłopaka.
   - Co tu robisz, Ignisie?- zapytała, mierząc wierzchołkiem sztychu w pierś młodego mężczyzny.
   - Rada Łowców zleciła mi zadanie sprowadzenia Kreatorki do Danarim. Stwierdzili że ty i twój brat za długo wykonujecie to zadanie a nasz kraj jest nie jest już bezpieczny. Zaczynamy przegrywać.- powiedział a Emma opuściła miecz. Jako że ja do spokojnych ludzi nie należę, szybko wybiegłam z domku, zbiegłam po schodach, robiąc dużą dziurę w miejscu, w którym wcześniej się pojawiła i pobiegłam do przyjaciółki i tego chłopaka. Gdy biegłam w ich kierunku, nastolatek stojący na przeciwko Em wydawał mi się dziwnie znajomy. Dopiero gdy stanęłam obok blondynki, zorientowałam się kim jest. To był ten chłopak z autobusu.
   - Co się stało? Kim on jest i co tu robi?- zapytałam przyjaciółkę, spoglądając to na nią, to na chłopaka. Teraz wydawało mi się, że jego włosy są w odcieniu jasnego brązu. Oczy już mu się nie żarzyły tylko wróciły do normalnego koloru, niebieskiego.
   - To może się przedstawię. Nazywam się Oliver i pochodzę z Danarimu. Z pochodzenia jestem Ignisem i należę do Gildii Łowców i to na ich zlecenie, jestem tutaj. Moim zadaniem jest sprowadzenie Kreatorki, to znaczy ciebie, do Danarimu.
   Poczułam się skołowana i na taką wyglądałam. Po tym jak powiedział swoje imię, nie rozumiałam o co chodzi. Jakaś gildia, jakiś Ignis... Nie miałam pojęcia o czym gada i spojrzałam na niego jak na wariata a po chwili spojrzałam na Emmę. Ta widziała moją reakcję i gdy zorientowała się że na nią patrzę, potrząsnęła głową.
   - Może chodźmy do domu, to wszystko ci na spokojnie wytłumaczę. Ty Ignisie też. Niedługo wykonasz swoje zadanie... Jak i ja i Tristan.



        Gdy weszliśmy do domku na drzewie, Emma położyła swój miecz na komodzie i usiadła przed nią, opierając się. Ja usiadłam na stołku przy oknie a Oliver staną przy ścianie obok drzwi.
  - Więc zaczynając od początku. Najpierw chciałam ci powiedzieć co to Danarim.- zaczęła Em.- Otóż jest to miasto położone w Darninie, jednym z czterech krajów położonych w Iberii, wschodnim kontynencie Globu. Położone jest u podnóża Gór Wichrowych, otoczone pasmem górskim, dlatego jest miastem nie do zdobycia i jako jedynym z wolnych w Darninie, chociaż już chyba nie takim niepodbitym...
   - Dobrze, to akurat rozumiem. W takim razie... powiedz mi o tym, o czym mówił Oliver.
   - W sensie Ignis, tak? Może on niech powie, powinien się na tym lepiej znać. Do Gildii Łowców należę dopiero od roku...- przekręciłam oczami, gdyż Emma znów użyła nazwy, o której nie miałam pojęcia. Spojrzałam na chłopaka z nadzieją że odpowie dość szczególnie.
   - To może powiem dlaczego Sadidka mówi na mnie Ignis. Otóż jestem jednym z czterech Kontrolujących, czyli osobą panującą nad jakąś siłą natury. Ignis to osoba panująca nad ogniem, Aquaris to ktoś, kto kontroluje wodę, Terran to człowiek znający tajniki władania ziemią i Ventus to osoba tkająca wiatr.
     - Aha, dobra. Powiedźcie mi, czym jest ta cała gildia...
   - Gildia Łowców?- zaczęła Emma - Jest to stowarzyszenie werbujące silne osobniki z całego Darninu w celu ochrony państwa, czy też miasta i po prostu posiadania armii w razie wojny. Nic więcej ważnego o niej nie wiem... Ale może cię zainteresować fakt, że główna siedziba znajduje się poza granicami Darninu. Znajduje się ona na Polanie Wojen, wielkiego pola bitwy z początków świata, niedaleko Jeziora Tysiąca Dusz, jednego ze zbiorników wodnych, należących do elfów.
   - O ja! Macie tam elfy! A krasnoludy?- zapytałam podekscytowana. Łatwo wszystko pojmowałam, bo poniekąd ich opowieści kojarzyły mi się z "Władcą Pierścieni", sama nie wiem czemu...
   - Ta rasa wymarła kilkaset lat temu.- powiedział Oliver.
   - Szkoda. To ostatnią rzeczą o jaką zapytam, będzie to że Oliver powiedział na mnie Kreatorka. Kto to jest?
   - Jest to osoba posiadająca dar to tworzenia rzeczy o których tylko pomyśli.- zaczęła Emma. - Wiem że w siedzibie głównej Łowców niedawno był jeden Kreator, Invis.
   - Invis zginął podczas obrony północnej granicy Darninu.- powiedział smutnym tonem Oliver, spuszczając głowę.- Dlatego rada dała nam zadanie sprowadzenia jej do Danarinu. Potrzebna jest osoba, której zdolności mogą być niemal nieograniczone.

   - Do czego jestem wam potrzebna? Przecież jestem jedynie nastolatką...
   - Może i nastolatką, ale niezwykłą. Potrzebna jesteś do potrzymania bariery, którą stworzyłem z innymi Kontrolującymi.- powiedział Ignis, siadając na podłodze.
   - Czyli... zabierzecie mnie tam, stworzę barierę i będę mogła wrócić tutaj, tak?
   Emma i Oliver spojrzeli na siebie a potem na mnie i blondyn zaczął mówić.
   - No nie za bardzo... będziesz tam potrzebna aż do zakończenia wojny, gdyż bariera zniknie razem z twoim odejściem. Poza tym, Kreatorzy cieszyli się wielką sławą i zawsze dodawali ludziom ducha...
   - To czemu tutaj jesteś? Przecież też powinieneś tam zostać, mimo rozkazu. Bariera zasilana jest mocą czterech żywiołów, więc jeśli jeden z nich przestanie dostarczać energii, osłona padnie.- zapytała Emma.
   - No właśnie nie do końca. Przed przybyciem tutaj, zasiliłem swoją kulę i to ona dostarcza energii. 
   - Dobra, kończymy bo w tym momencie mój mózg już nie pojmuje. Teraz to na prawdę ostatnie pytanie, kiedy mnie zabierzecie?
   Blondynka i brunet znów spojrzeli na siebie i wydawali się zaskoczeni moim pytaniem. Pewnie nie takiego się spodziewali. Ale co mam się cackać... wolę wiedzieć kiedy ostatni raz postawię krok na tej ziemi, kiedy wezmę wdech tutejszego powietrza i ostatni raz zobaczę internat. Przecież... nie wiadomo ile tam będę musiała zostać, znaczy... wiadomo, do zakończenia wojny ale nie wiadomo kiedy ona się skończy.
   - Dobrze by było natychmiast. Im wcześniej, tym lepiej.


        Po tym, co powiedzieli mi Emma z Oliverem od razu poszliśmy do internatu. Po drodze trochę rozmawialiśmy, co zrobimy. Plan był taki, zgarniamy Tristana i udajemy się w miejsce w którym rodzeństwo otworzy portal do Danarimu. Ale pozostawała jeszcze kwestia dyrektora. Przecież skapnie się że trójka uczniów albo uciekła z internatu albo unika szkoły.
   - Wiecie co, trzeba coś powiedzieć dyrektorowi o naszej nieobecności.- powiedziałam patrząc na Emmę. Wiedziała że to dla mnie ważne, bo nie potrafię oszukiwać a jak już, to strasznie mi wychodzi a co dopiero nie przychodzenie za zajęcia... Totalna abstrakcja.
   - Spokojnie, jego biorę na siebie.- odpowiedział Oliver. Zaskoczyła mnie jego odpowiedź, Emmę też sądząc po jej wyrazie twarzy. Przecież on go w ogóle nie znał. Ale dobra, pomyślałam, niechaj idzie, a nóż widelec coś wskóra. Gdy byliśmy na posesji internatu, Emma poszła po Trisa a ja i Oliver czekaliśmy na nią. Podeszłam do ławki i usiadłam na nią a Oliver tuż po mnie.
   - Czemu nie idziesz teraz do dyrektora? Nie lepiej będzie jak ty do niego pójdziesz a gdy Emma przyjdzie z Trisem od razu udamy się do miejsca, z którego nas przeniesiesz do Danarim?
   - Mógłbym, ale... wolę zaczekać na nich.- powiedział, patrząc na mnie.
   Po chwili Emma z Tristanem wyłonili się z internatu. Podeszli do nas i Oliver poszedł w kierunku szkoły. Tylko był jeden problem, nie wiedział gdzie jest biuro dyrektora. Chyba też sobie to uświadomił, odwrócił się do nas i chciał zapytać, ale wyprzedził go Tris.
   - Po wejściu, idziesz na schody, wchodzisz na drugie piętro, idziesz do końca korytarza i drugi pokój po lewej. Pierwszy to łazienka.
   Oliver wszedł do szkoły, a Tristan i Emma usiedli na ławkę.
   

         Po dwudziestu minutach Ignis wyszedł ze szkoły, z uśmiechem od ucha do ucha. Byłam lekko zdziwiona, gdyż nie wierzyłam że tak szybko załatwi to, że nas nie będzie w szkole. W ogóle, że cokolwiek załatwi.
   - Udało się?- zapytał niedowierzająco Tris.
   - Tak. Okazało się że facet szybko idzie na współpracę i... za moment da nam odpowiedź.
   Po chwili usłyszeliśmy huk, dobiegający z budynku szkolnego. Spojrzeliśmy na niego i po chwili otworzyło się okno w biurze dyrektora, wypuszczając masę czarnego dymu. Popatrzyłam na Olivera a ten uśmiechnął się jeszcze szerzej. Tristan i Emma pokręcili głowami i gdy usłyszeliśmy donośne "kur*a, idźcie w cholerę!", ruszyliśmy za Oliverem.


        Po wyjściu poza bramę internatu, skierowaliśmy się w prawo, wchodząc do lasu. Musieliśmy uważać pod nogi, gdyż na ziemi leżało dużo połamanych drzew, niektóre z korzeniami na wierzchu. Ale i tak las wyglądał imponująco, taki typowy las na wsi u babci. Zielone drzewa, promienie słońca wychodzące zza liści i śpiew ptaków. Idąc za Ignisem, Emma kilka razy padała na ziemię, Tristan dwa razy uderzył o gałęzie a ja... ja byłam ta bardzo zręczna i podczas odwrócenia się za siebie, uderzyłam głową o drzewo. Po pół godzinnym spacerze do miejsca przeniesienia, zauważyłam wzgórze w którym była widoczna grota. Oliver wszedł do niej, za nim Tristan i Emma. Ja się lekko wahałam, gdyż jeszcze nie miałam okazji do wchodzenia do ciemnych jaskini, ale gdy troje towarzyszy znikało w ciemności, wbiegłam jak opętana i wpadłam na Olivera. Wywróciliśmy się na ziemię, ale na całe szczęście tylko Ignis uderzył o kamienne podłoże. Wstając z niego, zauważyłam grymas bólu na jego twarzy, zeszłam z niego i pomogłam wstać.
   - Bardzo cię przepraszam. To było niekontrolowane, po prostu bałam się że was zgubię i wbiegłam jak szalona i wpadłam na ciebie. Przepraszam.
   - Spokojnie, nic się nie stało.- powiedział łapiąc się za plecy i podnosząc wzrok na mnie, uśmiechając się. Emma nie kryła uśmiechu a Tristan jedynie prychnął. Chwilę później Ignis wyciągnął jedną rękę ku górze i zawołał.
   - Facem.- z jego dłoni wydobył się płomień, lecz był na tyle słaby że widoczna była jedynie droga, którą musieliśmy iść. A może tak miało być... nie ogarniam.


        Po piętnastu minutach doszliśmy do skrzyżowania dróg. Mieliśmy dwie możliwości... albo skręcić i iść w prawo, albo w lewo. Oliver drugą rękę skierował ku ziemi, zamknął oczy i powiedział.
   - Ignem veritatis.-  z jego dłoni wydobył się język ognia, który jakby myślał samodzielnie. Najpierw skręcił w lewo, następnie w prawo i ruszył w lewo, a my za nim. Po chwili znaleźliśmy się w... "sali", w której znajdował się kamienny łuk, ozdobiony mieniącymi się w świetle płomienia Olivera kamieniami. Emma i Tristan podeszli do łuku i wyciągnęli ku niemu dłonie, mówiąc.
   - Duo Sadidas, Ignis et Creator petit transitus.- oboje powtarzali to samo zdanie, do momentu gdy z hukiem w łuku nie pojawiła się zielona poświata, dające światło. Po chwili wydawało się, jakby zaczęła się płaszczyć i rozciągać wewnątrz łuku, tworząc swojego rodzaju lustro.
   - No, portal otwarty. Gotowa?- zapytało rodzeństwo chórem, patrząc na mnie.
   - Raz się żyje.- powiedziałam i wbiegłam w portal.


~~~~


Dziękujemy bardzo za wytrwałość. Rozdział kwietniowy, który wyszedł w maju... why not? Ale pisaliśmy czym jest to spowodowane i mamy nadzieję że nie macie do nas żalu. Mamy nadzieję, że rozdział się podobał (mimo występujących pewnie błędów). I mamy pytanie? Bo wg. nas, za szybko się działo w tym rozdziale, czy wasze odczucia są takie same? Ale spowodowane jest to tym, gdyż zapiski z zeszytu były... no nie doskonałe i nie za bardzo pasowały do tego, co tu się znajduje (bo niektóre informacje czy sceny są pozmieniane a i zapisane rozdziały były takie bez sensu). No, ale nie będziemy się rozpisywać. Zostawcie jakiś komentarz :)
Pozdrawiamy :*

niedziela, 12 kwietnia 2015

2.




Rozdział 2


        Po jakże umiejętnym ustaleniu przebiegu dzisiejszego dnia, każde z nas poszło do swojego pokoju, zostawiło w nim niepotrzebne rzeczy i przebrało się. Po czterdziestu minutach spotkaliśmy się przy wejściu do internatu i udaliśmy się na przystanek, którym planowaliśmy jechać do centrum miasta. Schodząc ze wzgórza, na którym mieściła się nasza szkoła wraz z internatem a powstałym w wyniku wybuchu jednej z japońskich bomb, w czasie bombardowania Pearl Harbor, szliśmy po dobrze wyjeżdżonej ścieżce, prowadzącej prosto na ulicę. Oczywiście nie wierzę, że przez samą detonację ładunku wybuchowego powstało tak wysokie wzniesienie, ale i tak nie mówi się o tej sytuacji na lekcjach historii, a nasi nauczyciele postanowili mówić nam same suche fakty odnośnie historii Warringtonu. Ale do rzeczy, w międzyczasie Emma sprawdziła w jakiejś aplikacji godzinę przyjazdu naszego busa.
   - Ludzie, autobus jadący do centrum przyjedzie za pięć minut a po zejściu ze wzgórza mamy kawałek do przystanku, więc radzę podbiec.
   - A za ile będzie kolejny?- zapytał Tristan.
   - Yyy... sprawdzę. Dokładnie za trzydzieści osiem minut.
   - To radzę podbiec.- powiedziałam i tak uczyniliśmy. Em schowała swój telefon do kieszeni i zbiegliśmy najszybciej, jak tylko to dało radę. Po drodze mało co nie zaorałam ziemi zębami, ale koniec końców dobiegłam cała i zdrowa... no prawie cała bo rozwaliłam palca, nie mam pojęcia jak. Jako że przy przystanku byłam pierwsza, zauważyłam nadjeżdżający autobus. Zawołałam do Tristana i Emmy, by się pospieszyli, ale i tak ledwo dobiegli do mnie. Następnie wsiedliśmy do busa i pojechaliśmy do centrum.

        W czasie dojazdu do centrum Warringtonu, dużo rozmawialiśmy na różne tematy, lecz w pewnym momencie zamilkliśmy. Nie pamiętam dokładnie czemu, ale chyba ktoś zadzwonił do Tristana. Po zakończeniu rozmowy telefonicznej, był bardzo zaniepokojony i nerwowy. Nie chciałam poruszać tematu dlaczego tak się zachowuje a dodatkowo, widziałem że Emmie też trochę się udzielił dziwny nastrój. Tak więc ja siedząc na miejscu przy oknie, wpatrywałam się w znikające drzewa i blask słońca, padający mi na twarz. Zamknęłam oczy i czułam jak promienie słoneczne tańczą na mojej twarzy: nosie, policzkach, czole i ustach. Gdy autobus się zatrząsł, podczas wjechania w małą dziurę w drodze, otworzyłam oczy z powrotem i spojrzałam w stronę drzwi. Zamrugałam kilkakrotnie z nie dowierzania. Stał tam chłopak, którego nie widziałam podczas wsiadania a przecież po drodze nie było żadnego postoju czy przystanku. Możliwe że ustąpił miejsca starszej pani, która weszła przede mną, gdy patrzyłam na drzewa. Mimowolnie wpatrywałam się w niego. Był wysoki, a na pewno wyższy ode mnie. Ubrany w szarą kurtkę w brązowe lub miedziane wzory na rękawach i ciemne jeansy. Włosy miał koloru ciemnego blondu lub też brązowe. Promienie słońca akurat padały na jego głowę, przez co nie mogłam jednoznacznie określić ich koloru. Po chwili odwrócił głowę i spojrzał na mnie. Na początku nie wiedziałam że to na mnie spoczął jego wzrok i dalej się w niego wpatrywałam, lecz gdy uśmiechnął się i machnął do mnie lekko ręką, zorientowałam się i szybko obróciłam głowę w stronę okna, rumieniąc się i uśmiechając. I nie powiem, był przystojny. Emma oczywiście to zobaczyła...
   - Ale się zburaczyłaś. Co się stało?
   - Zaliczyłam lekką wtopę i... zresztą, nieważne.
   - Skoro nieważne, to ok.  Zaraz wysiadamy.- powiedziała szturchając nogą Tristana, siedzącego naprzeciwko niej. Ten najwyraźniej zasnął, ponieważ podskoczył jak oparzony. Po chwili wstali i podeszli do drzwi wyjściowych. Ja wstałam dopiero wtedy, gdy autobus się zatrzymał przy pierwszym przystanku w Warringtonie. Emma i Tristan wyszli jako pierwsi, potem jakieś stare małżeństwo a na końcu ja, mijając tego chłopaka. Wychodząc, uśmiechnął się co i ja mimowolnie zrobiłam i poczułam jak na policzkach pojawiają mi się rumieńce. Autobus się zamknął i odjechał z tym chłopakiem.
   - To co, gdzie idziemy najpierw?- zapytał Tristan.
   - Sama nie wiem, może chodźmy najpierw do jakiejś kafejki czy coś, mam chrapkę na coś słodkiego.- powiedziała Emma uśmiechając się szaleńczo. Wystarczyło jej pomyśleć o słodyczach, a już dostawała świra i tak jak Em zaproponowała, tak też uczyniliśmy i poszliśmy do kafejki o nazwie "Barbarossa". Mieściła się ona nieopodal przystanku, przy którym zatrzymał się bud i wysiedliśmy. Wystarczyło by jakieś dziesięć lub piętnaście minut na dojście, lecz w naszym przypadku było inaczej.

      Podczas drogi do naszego pierwszego celu, czułam dziwne uczucie jakby ktoś za mną chodził i obserwował. Odwracałam się nerwowo co kilka kroków, lecz za każdym razem  nikogo nie było. Emma z Tristanem również odczuwali to samo uczucie, lecz nie reagowali tak jak ja. Oni w przeciwieństwie do mnie, byli spokojni i opanowani. Zdawało mi się to dziwne, lecz byłam bardziej zajęta ogarnięciem się lub ignorowaniem tego. Po kilku minutach spaceru po chodniku, musieliśmy zboczyć z kursu i iść przez jedną z przybocznych uliczek, po której dwóch stronach stały ciemnego koloru bloki. Zeszliśmy z chodnika przede wszystkim z mojego powodu. Emma stwierdziła że tak będzie lepiej i odrobinę się uspokoję, gdyż w takiej przestrzeni zwykle słychać gdy ktoś idzie. Osobiście wolałam iść chodnikiem, ale wolałam się nie spierać.

       Idąc, czułam się bardziej niepewnie ale i trochę mniej obserwowana. Widocznie naoglądałam się w dzieciństwie za dużo filmów, ale żeby mi tak odwalało w biały dzień... dziwne. Praktycznie wychodziliśmy z uliczki, gdy usłyszeliśmy jak metalowy kosz na śmieci pada na ziemię a ktoś wydaje odgłosy bólu. Obróciłam się na pięcie i spojrzałam w miejsce, z którego doszedł łomot. Po chwili zobaczyłam podnoszącego się z ziemi bezdomnego. Stwierdziłam to po jego ubiorze, miał na sobie podarte spodnie, z których brud dosłownie odpadał oraz koszulę z wielką dziurą na plecach. Szkoda mi się go zrobiło. Kiedyś razem z mamą zawsze zanosiliśmy ubrania z których wyrosłam do punktów, w których można było je oddać. Wtedy czułam się pięć centymetrów wyższa. Teraz też chciałabym mu coś dać, ale nie miałam co. Znaczy miałam, pieniądze ale znając życie ten mężczyzna zaraz poszedłby do sklepu i kupił butelkę wódki czy piwa. Pomyślałam sobie że było by świetnie, gdyby w tych kontenerach, które tam stały, znalazł jakieś nieporwane odzienie. Zamknęłam oczy i odwróciłam się przodem po przyjaciół. Wyszliśmy z uliczki i szliśmy znów chodnikiem, gdy  usłyszeliśmy kolejny okrzyk. Tym razem radości. Obróciłam głowę i zobaczyłam jak bezdomny wyjmuje zieloną bluzę i szare dresy. Na jego twarzy malowała się radość a z oczu wydobywały się łzy... Łzy szczęścia. Uśmiechnęłam się i ruszyliśmy dalej.

       W miarę od tego jak szybko się przemieszczaliśmy, znikało moje uczucie prześladowania. Zaczęliśmy rozmowę a kręciła się ona głównie tego, co niedawno widziałam. Ale jedno było zaskakujące. Emma i Tristan zachowywali się jeszcze bardziej dziwnie niż wcześniej. Patrzyli na siebie porozumiewawczo, jakby czytali sobie w myślach a na mnie ukradkowo.
   - O co chodzi?- zapytałam wreszcie.
   - Z czym?- zapytali po chwili jednogłośnie. Zrobiłam wielkie oczy od zniechęcenia i wytłumaczyłam im o co mi chodzi.
   - Odkąd wyszliśmy z autobusu, jesteście jacyś dziwni. Na początku była cisza a teraz te dziwne spojrzenia. Nie chcieliście zacząć gadać, to ja znalazłam temat ale widocznie nie umiecie cieszyć się z czyjegoś szczęścia.
   - To bardzo dobrze że ten menel...
   - To nie jest menel!- przerwałam Tristanowi, tupiąc nogą o chodnik.
   - Przepraszam, bezdomny. To dobrze że znalazł te ubrania, ale zastanawia nas coś innego.
   - Co?- zapytałam lekko zniecierpliwiona, sama nie wiem czemu...
   - To nie miejsce na taką rozmowę.- Tristan widząc moją minę, dodał.- Wyjaśnię ci, jak dojdziemy do tej kafejki, czyli za jakieś cztery minuty.

       Przez resztę czasu, zanim doszliśmy do Barbarossy, panowała niezręczna i nerwowa cisza. Kilka razy spoglądałam na towarzyszące mi rodzeństwo, ale na ich twarzach nie widziałam nic, oprócz wyrazu zdziwienia mieszanego z niedowierzaniem. Po wejściu do lokalu i zajęciach miejsc, postanowiłam że będę im wiercić dziurę w brzuchach, puki nie powiedzą czemu są tacy dziwni.
   - Tristan, powiedziałeś że jak tu dojdziemy to powiesz mi o co wam chodzi, więc... czekam.
   - Za chwilę podejdzie tu kelner i zapyta co zamawiamy. Nie chcę żeby słyszał o czym rozmawiamy a ten akurat będzie wścibski.- powiedział poddenerwowanym tonem.
   - Skąd wiesz?- zapytałam podnosząc jedną brew wyżej. Emma poderwała się z miejsca, spoglądając gniewnie na Trisa a po chwili spojrzała na mnie, uśmiechając się.
   - Bo często tu bywamy. Po prostu...- mówiła blondynka, niezbyt pewnie.
   - Aha... jasne... To uważajcie, bo was "wścibski" kelner idzie.- powiedziałam zakładając ręce na piersi.
         Podnieśliśmy brązowe karty ze złotym napisem "Menu" i wybieraliśmy zamówienia. Po chwili podszedł do nas młody, około dwudziestu lat, chłopak o ciemnych jak smoła włosach i szafirowych oczach. Widać było lekki zarost na jego twarzy i lekkie wory pod oczami.
   - Coś podać?
   - Małe latte z ciastem cytrynowym.- jako pierwsza zabrałam głos i oddając kartę, uśmiechnęłam się lekko.
   - Dla mnie to samo.- powiedziała Emma.
   - A dla mnie czarną kawę.
   - Za moment przyniosę. Może życzą państwo sobie czegoś jeszcze?
   - Nie, dziękujemy. - powiedzieliśmy jednocześnie, z tym że Tris warknął jak do najgorszego wroga. Młody kelner odebrał od rodzeństwa karty, których nie oddali i wrócił za ladę, odłożył i je w szedł do kuchni.
   - Jak dla mnie to on nie jest wścibski, jak mówiliście. Jest uprzejmy, nic więcej.
   - Ta, przekonasz się za chwilę...

        Po dziesięciu minutach do naszego stolika podszedł kelner o szmaragdowych oczach i zdejmując z tacy nasze zamówienia, stawiał je przed każdym z nas. Po rozłożeniu odszedł i staną za ladą, obsługując klientów siedzących tam i przyglądając się nam co chwila.
   - To co, możecie mi w końcu powiedzieć co wam się stało?- zaczęłam. Emma i Tristan spojrzeli po sobie i blondynka zaczęła.
   - Chodzi o to... no po części o tego bezdomnego i to przeczucie śledzenia, o którym mówiłaś.
   Przełknęłam ślinę i gdy Emma zbliżyła się do mnie, zrobiłam to samo. Widocznie chodziło o coś ważnego i chciała być pewna, że nikt nie usłyszy.
   - Weszliśmy do tej uliczki, tylko po to... że tam... nie można było by nas wyczuć...
   - Jak to "wyczuć"?- przerwałam, potrząsając głową ze zdziwienia.
   - Eh... no wyczuć, no. Bo widzisz... może i wyglądamy na ludzi, którymi oczywiście jesteśmy, - dodała pospiesznie - ale... też nie tak do końca. Tris, proszę, dokończ bo mi chyba nie wyjdzie.
   - Jesteśmy Sadidami*, wojownikami z Daraninu*. A twoje przeczucie, że ktoś nas śledził... no, nie było przeczuciem. W rzeczywistości chodził za nami Poszukiwacz*. Oni mogą przybierać postać cienia, więc ni jak nie było by jak go zobaczyć. A teraz wracając do mene... bezdomnego. Nie uważasz że to dziwne że gdy się odwróciłaś i pomyślałaś o ubraniach, raptownie je znalazł?
    Czułam się skołowana. Na początku myślałam że to jakiś żart, chcą w dziwny sposób usprawiedliwić swoje dziwne zachowanie, ale gdy słuchałam z jaką powagą to mówią, sama nie wiedziałam w co mam wierzyć. Czy zaufać rozumowi, który mówił mi że pląta głupoty, czy może sercu, które podpowiadało by w pewien sposób im uwierzyć.
   - Sama nie wiem, to był zwykły zbieg okoliczności... A poza tym, skąd wiesz o czym myślałam, gdy się odwróciłam w jego stronę?
   - Nie będziemy Cię oszukiwać,- zaczęła Emma - Tris jest twoim Strażnikiem Duszy* i może czytać w twoich myślach...
   - Ej! Wiecie co... mam dość. Pleciecie głupoty jak porąbani, więc najlepszym rozwiązaniem będzie moje wyjście z tego miejsca. Nie będziecie musieli się pogrążać!- krzyknęłam. Poddałam się radom umysłu i wyszłam z głośnym trzaśnięciem szklanymi drzwiami kafejki. W pierwszej chwili pomyślałam że pójdę się przejść po mieście, ale jestem tu od tygodnia więc nie za bardzo znałam miasto i nie wiedziałam gdzie można się ukryć. Chciałam pomyśleć w spokoju, więc jedynym miejscem, jakie mi przyszło do głowy, był las rosnący wokół internatu. Pierwszego dnia mojego pobytu, gdy dwie lafiryndy się na mnie uwzięły, pobiegłam prosto w drzewa i znalazłam tam polanę, na której stał mały, drewniany domek na drzewie. Postanowiłam że tam się udam i poszłam na przystanek.

        Po półgodzinnej trasie busem, dotarłam do internatu. Zamiast wejść na wzgórze, udałam się trasą mojej pierwszej ucieczki ze szkoły, w stronę polany z domem. Szłam spokojnie i starałam się nie myśleć o tym, co powiedziało mi zaprzyjaźnione rodzeństwo. Po dłuższej chwili usłyszałam jak ktoś lub coś szamocze się w krzakach. Zatrzymałam się i spojrzałam w tamtym kierunku, lecz nic nie zobaczyłam. Ruszyłam dalej, tym razem przyspieszając kroku. Później znów miałam przeczucie że ktoś mnie śledzi, więc zaczęłam biec w stronę polany, którą zaczęłam dostrzegać. Byłam już na polanie, gdzie poczułam jak ktoś łapie mnie za kostkę. Upadłam na ziemię i zaczęłam wracać w stronę lasu. Krzyczałam, lecz nic mi to nie dawało. Pomyślałam że już po mnie, że ten ktoś coś mi zrobi ale w miarę jak byłam ciągnięta w tył, zaczęła rosnąć we mnie złość i adrenalina. Złapałam się korzenia, który wyrastał nad ziemią i udało mi się na chwilę zatrzymać. Nie wiedziałam ile tak wytrzymam i zaczęłam się wyrywać, lecz czułam że uścisk robi się silniejszy, niż wcześniej. Pomyślałam wtedy o tym, co mówili Tristan i Emma. Że wtedy szedł za nami jakiś Poszukiwacz. Poczułam palące ciepło na dłoni. Po chwili zobaczyłam jak na niej staje płomień. Dziwnym trafem, nic mnie to nie bolało i dokładnie wiedziałam co mogę zrobić. Puściłam korzeń i znów zaczęłam się cofać, lecz tym razem obróciłam się na plecy i zauważyłam ciemną postać. Skierowałam w jej stronę płonącą dłoń a ogień uformował się w kulę i poleciał w stronę mojego porywacza. Uderzył w niego i staną w płomieniach, puszczając mnie. Na ziemię poleciały iskry, które zgasły a ja rzuciłam się w ucieczkę na polanę. Musiałam pokonać połowę drogi, lecz poczułam się szybsza. Pomyślałam o tym przez moment, że gdybym była szybsza, zdołałabym uciec oprawcy i zamknąć się w domu... i tak też się stało. W przeciągu dwóch minut znalazłam się przed starym, małym drewnianym domkiem na drzewie.

        Weszłam po schodach, które umożliwiały dojście do domku. Niektóre belki były niestabilne, więc starałam się je omijać i od razu stawać na stopnie wyższe. Po wejściu po schodkach, otworzyłam lekko zniszczone drzwi i po wejściu do wnętrza, od razu je zamknęłam i zastawiłam stojącą obok komodą. Była ciężka, ale udało mi się ją jakoś przeciągnąć. Usiadłam przy oknie, którego szyba była wybita... a raczej jej nie było. Jedynie pojedyncze ostre kawałki szkła wystawały z ramy okiennic. Teraz zaczęłam myśleć nad tym, co mówili Tristan z Emmą. Może to było prawdą? Nie, to musi być prawda... przecież, coś nas śledziło, potem bezdomny znalazł ubrania, gdy o nich pomyślałam, teraz ten... atak i płonąca dłoń. Możliwe że albo śnię, albo jest to prawdą. Uszczypnęłam się w rękę, lecz jedynie pisnęłam. Teraz już wiedziałam, to wszystko okazało się prawdziwą prawdą. Spojrzałam w okno, w celu sprawdzenia czy ten, który mnie napadł tam się nie plącze, lecz nikogo nie było widać. Wstałam i podeszłam do drzwi, zastawionych komodą. Odsunęłam ją i wyszłam, kierując się w stronę internatu.


~~~~

*Sadida- wojownik pochodzący z Daraninu, a dokładniej Wyspy Wyzwolenia. Cechuje go oddanie i wola walki.
*Daranin- miasto położone u podnóża Gór Wichrowych. Otoczone pasmem górskim jest nie do zdobycia. W tej chwili prowadzi wojnę z Esperanzą**.
  **Esperanza- miasto cienia.
*Poszukiwacz- wojownik, którego zadaniem jest tropienie (i w razie potrzeby zabijanie) ludzi zamieszkałych w Daranin. Pochodzi z miasta cienia.
*Strażnik Duszy- Sadida, który posiada podopiecznego. Jego zadaniem jest obrona podopiecznego, i w razie potrzeby, poświęcenie życia w celu jego dobra. Ma umiejętność czytania w myślach.

~~~~


Po długiej przerwie udało nam się dokończyć rozdział i wstawić do na bloga. Ja, osobiście, jestem zadowolona, jedynie Andrzejowi coś się nie podoba... Nie chce powiedzieć co, a ja nie chcę w to wnikać :) Tradycyjnie, proszę o komentarze :)

czwartek, 26 marca 2015

Niezbyt dobre newsy

Skarby Kochane i Najukochansze!
Ten post jest pisany na telefonie wiec wybaczcie mi bledy ortograficzne, iz moj telefon nie uznaje innych literek niz tych z klawiatury.
A wiec, jako ze nasza dwojka dostala kare na laptopa a komputer stacjonarny jest w stanie wskazujacym niedzialajacym, nie mamy mozliwosci dodawania nowych rozdzialow...
Rozdzial drugi mial byc dodany w poprzednia sobote ale ze nie wytrzymalam nerwowo a Andrzej mnie poparl, mamy kare na czas nieokreslony.
Poza tym, i tak bylo by niezbyt dogodnie dla nas a przede wszystkim Wam aby pisac rozdzialy na telefonie, bo takowy pomysl sie pojawil.
Wiec jak na ta chwile blog ani nie jest zawieszony, ani zamkniety tylko czasowo "uspiony".
No, to na tyle. W razie oczekiwnanej przez nas zmiany odnoscie kary, bedziemy informowac.

Pozdrawiamy,
Elfik i Czarnowlosy

wtorek, 24 lutego 2015

1.





Rozdział 1


        Obudziłam się z krzykiem, zrywając się gwałtownie. Usiadłam i zaczęłam robić głębokie wdechy i wydechy by się chociaż odrobinę uspokoić. Nieco pomogło, nie powiem, ale mimowolnie próbowałam dotknąć miejsc, w które we śnie zostałam raniona. Na całe szczęście nic nie wyczułam, więc padłam na poduszki i obróciłam głowę w prawo. Wyciągnęłam rękę i obróciłam zegarek tak, aby sprawdzić godzinę. Była czwarta dwadzieścia osiem, czyli spałam około cztery godziny ponieważ do północy zakuwałam do sprawdzianu z chemii, który jest dzisiaj. Dobrze że z nikim nie dzielę pokoju bo biedna istota życia by nie miała. Leniwie wyszłam z łóżka, ocierając zaspane oczy. Poczłapałam do łazienki, wzięłam orzeźwiający prysznic, umyłam zęby i wyszłam, kierując się do szafy stojącej niedaleko łóżka. Wyjęłam z niej mundurek szkolny, czyli czarne spodnie, czarną marynarkę z naszywką ze znakiem internatu i białą koszulę. Zdjęłam piżamę i założyłam mundurek. Wróciłam do łazienki i zrobiłam lekki makijaż a także rozpuściłam i przeczesałam moje długie brązowe włosy. Wyszłam z pomieszczenia i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na zegarek. Mówił że jest siódma jeden. Pomyślałam że czas wychodzić, więc wzięłam torbę z książkami i wyszłam z pokoju. Wyciągnęłam klucze z torby, zamknęłam drzwi i ruszyłam beżowo-brązowym korytarzem.

        W międzyczasie wyciągnęłam podręcznik od chemii i otworzyłam na powtórzeniu działu o "Kwasach i ich zastosowaniach".  Dzięki wczorajszemu zakuwaniu i temu że nie najgorzej znam się na tym, nie musiałam długo powtarzać. Przeczytałam parę razy jedynie ważniejsze pojęcia a po chwili znalazłam się przy wielkich drzwiach wyjściowych z internatu. Pociągnęłam za wielką, metalową klamkę i wyszłam na zewnątrz. Powitał mnie miły i ciepły podmuch wiatru oraz kilka promieni słonecznych tańczących po mojej twarzy. Uśmiechnęłam się, zamknęłam wielkie wrota i ruszyłam przed siebie. Usiadłam na ławce, obok fontanny i przeczytałam jeszcze kilka razy kluczowe pojęcia, po czym zamknęłam i schowałam książkę. Wstałam i wyciągnęłam telefon. Sprawdziłam godzinę, była siódma czterdzieści. Aż tak długo zajęło mi zejście i powtórzenie?

        Weszłam do szkoły i od razu ogarnęło mnie dziwne przeczucie że coś się dzieje. Po pierwsze, było strasznie cicho. Po drugie, korytarz był pusty gdzie o tej porze codziennie przelewają się fale nastolatków. A po trzecie, co jedynie potwierdziło moje przypuszczenia, usłyszałam głośne dopingi i krzyki. Już wiedziałam na sto procent że ktoś wszczął bójkę. I domyślałam się kto. Ruszyłam czerwono-białym korytarzem i dokładnie w jego połowie zobaczyłam pokaźną grupę uczniów. Podeszłam bliżej i słyszałam najróżniejsze komentarze.

   - Dalej, dowal mu!

   - Bij! Bij! Bij!

   - Przestańcie oboje!

No ten ostatni komentarz jaki usłyszałam przywrócił mi nieco wiary w ludzi i ich tok myślenia. Zaczęłam się przepychać w samo centrum tego zbiorowiska by rozdzielić tych bijących się tłumoków. Gdy się przepchnęłam zobaczyłam jak Tristan okłada młodszego, czarnowłosego chłopaka. Tristan jest bratem mojej... można to nazwać przyjaciółki Emmy. Znam ją odkąd tutaj trafiłam, czyli od tygodnia, co czyni Tristana moim dobrym znajomym lub też kolegą. Miał krótkie brązowe włosy i piwny odcień oczu. Możecie sobie pomyśleć, że skoro wszczyna bójki to jest jakoś ostro napakowany czy coś, ale tak nie jest. Tris nie jest nadzwyczaj umięśniony tylko tak, jak każdy szesnastolatek. Jest trochę uparty i czasem nieznośny, ale bardzo słodki i opiekuńczy. Emma zaś może nie jest do niego podobna pod względem wyglądu ale pod względem charakteru są niemal bliźniakami. Rzuciłam torbę na ziemię i chyba jako jedyna do tej pory, postanowiłam ich rozdzielić. Gdy Tris zobaczył jak się schylam, od razu zaprzestał wykonywania jakiejkolwiek czynności i puścił czarnowłosego chłopaka, który wstał i chwyciwszy plecak, uciekł.

   - Ej no! Co ty zrobiłaś!? Właśnie miał go załatwić!- zawołał jakiś chłopak stojący w tłumie.

   - Patrz żebym ja ciebie zaraz nie wykończyła. Dobra, koniec zbiegowiska!- krzyknęłam i wszyscy odeszli, mrucząc coś pod nosami. Miałam to gdzieś, ale jednocześnie byłam zdziwiona że każdy zrobił to, co powiedziałam... a raczej wykrzyknęłam.

   - A ty idziesz ze mną.- powiedziałam stanowczym tonem do Tristana. 

Ten wstał, wziął swój plecak, co i ja zrobiłam i poszedł za mną. Szłam do końca korytarza aż dotarłam do wnęki pod schodami. Stanęłam tam i założyłam ręce na piersi a Tris wydawał się nieobecny lub też miał gdzieś że jestem na niego wkurzona.

   - Możesz mi powiedzieć co to miało być!?- zapytałam po chwili ciszy. Tristan spojrzał na mnie i beznamiętnie podniósł ramiona.

   - To co widziałaś.- dodał po chwili.

   - A możesz mi łaskawie powiedzieć o co poszło tym razem?

   - Ten pacan zaczął obrażać Emmę, a ja nie pozwolę by ktoś obrażał moją siostrę!- zawołał robiąc kółko w miejscu, chyba dla uspokojenia... nie mam pojęcia lecz po chwili uderzył w ścianę.

   - Ej, ej. Spokojnie. Nie wyżywaj się na ścianie tylko... pamiętasz co mi obiecałeś trzy dni temu?

   - No tak. Że nie będę... ale to inna sytuacja! Co ty byś zrobiła, gdyby ktoś obrażał twoją siostrę czy brata, hę?- zapytał z wyrzutem nieco podniesionym tonem.

   - Po pierwsze to nie podnoś do mnie głosu, nie robi to na mnie wrażenia. Po drugie, ciężko mi o tym myśleć będąc jedynaczką. Tristan, czy twoje obietnicę będą nic warte? Przecież zarzekałeś się że nie będziesz wszczynał bójek, a tym czasem co? Jeszcze chwila a tamten chłopak zemdlał by z bólu!

   - Tak, zemdlałby ale wiedział by przynajmniej dlaczego! Sama powiedziałaś że ciężko ci o tym myśleć, więc nie rób tego. Nie wtrącaj się w to co robię, jasne!? Poza tym, i tak masz gówno do gadki w tym momencie. Nie wiesz jak to jest mieć rodzeństwo, więc mnie nie umoralniaj.

   - Jasne. Dobra, już daję ci spokój.- powiedziałam szorstkim tonem i szybkim krokiem poszłam na schody, po których wbiegłam na górę. W tamtej chwili nie chciałam widzieć Tristana na oczy, nie po tym co powiedział. Poczułam się lekko urażona jego słowami, gdyż znamy się tydzień i do dzisiaj wszystko było dobrze, a teraz? Zaczął krzyczeć. Nawet nie wiem czemu pobił tego chłopaka, znaczy wiem, obrażał czy tam obgadywał Emmę, no ale bez przesady. Gdy byłam na pierwszym piętrze słyszałam jak Tristan woła coś do mnie, ale miałam to gdzieś. Niech spada.

        Po wejściu do sali, w której odbywała się lekcja chemii, zauważyłam że na ławkach leżą kartki formatu A4. Wiedziałam że są to sprawdziany, więc szybko zajęłam swoje miejsce. Gdy usiadłam, położyłam torbę na kolanach i wyciągnęłam z niej piórnik a później zsunęłam ją na ziemię.

   - Powodzenia.- usłyszałam cichy, melodyjny głos dobiegający z prawej strony. Obróciłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętą Emmę. Chyba jeszcze nie dowiedziała się o mojej sprzeczce z jej bratem. A może nikt tego nie słyszał... oby. Wolę żeby to pozostało między nami, choć pewnie i tak to wyjdzie na jaw.

   - Dzięki, i wzajemnie.

 Chwilę później do sali wbiegła, niczym goniona batem, pani Diana Meyer która jest istną encyklopedią z zakresu chemii i dobrego wychowania. Ponoć prowadzi zajęcia z savoir vivre, ale ja na nie nie uczęszczam. Zmachana i zdyszana zaczęła nam przedstawiać budowę testu, czyli co i gdzie mamy zaznaczać a gdzie mamy zrobić niezbędne obliczenia. Miała stanowczy głos, jak zawsze, ale w tamtej chwili jeszcze bardziej niż zwykle. Po pięciu minutach przystąpiliśmy do pisania. Po dłuższej chwili mimowolnie spojrzałam w stronę Emmy. Jej mina mówiła wszystko, nic nie wiedziała lub nie mogła sobie przypomnieć. Szepnęłam do niej i zapytałam czy jej pomóc. Potwierdziła skinieniem głowy i przewróciła ostrożnie swój test w moją stronę. Mam dobrą pamięć, więc szybko zapamiętałam jakie zadania były na jej teście. Wyciągnęłam z piórnika małą karteczkę (nie, nie ściągę) i zapisałam jej poprawne odpowiedzi do co drugiego zadania. Nie chciałam pisać wszystkiego bo wyglądało by to dziwnie, że uczennica która ma same dwójki i trójki, napisała test na piątkę. Dosłownie sekundę po tym, jak podałam kartkę Emmie, Sarah, dziewczyna która ze mną siedziała, szturchnęła mnie w lewy łokieć. Okazało się że chciała ściągnąć ode mnie odpowiedzi. Mądrością to ona się nie wykazała, gdyż miałyśmy różne wersje sprawdzianu. Zapytała czy jej pomogę, a raczej syknęła żebym to zrobiła ale jak to ja, nie posłuchałam jej i przystąpiłam do dalszego rozwiązywania testu.

        Gdy zadzwonił dzwonek kończący lekcję, wszyscy w pośpiechu wzięli swoje rzeczy i szybkim krokiem opuścili salę. Ja wyszłam jako ostatnio, bo mnie się nie spieszyło. Pożegnałam się z panią Dianą i wyszłam z pomieszczenia. Poczułam potrzebę fizjologiczną i ruszyłam długim zielono białym korytarzem, kierując się do łazienki. Mijałam ludzi, którzy mówili coś o tym, że jakiś nowy uczeń nas nas niedługo zaszczyci. Miało to się wydarzyć podczas ogniska, które organizuje się tutaj w połowie każdego miesiąca. Emma mi mówiła że na zimę, dyrektor zabiera wszystkich na kulig w głąb lasu, który otacza szkołę z internatem, jak i całe miasto. Gdy doszłam do drzwi łazienki dziewcząt, pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Położyłam torbę przy wejściu i sprawdziłam kabiny, czy nikogo w nich nie ma. Jak na moje nieszczęście, w ostatniej kabinie były dwie dziewczyny. Gdy otworzyłam drzwi poczułam straszny smród papierosów. Wiem jak to śmierdzi, bo mój ojciec palił jak byłam mała.

   - O! Kogo ja widzę! To ta nowa. Nie miałyśmy okazji cię poznać. Nie jesteś taka piękna, jak wszyscy mówią.- powiedziała ruda dziewczyna wychodząca z kabiny. Ubrana była w krótką różową spódnicę i białą koszulkę na ramiączkach.

   - Powiedział rudzielec wyglądający jak ladacznica, no nieźle.- stwierdziłam zgryźliwie. Nie spodobała mi się, więc nie miałam zamiaru zgrywać miłej dziewczynki. Postanowiłam być w stu procentach sobą.

   - Jaka wyszczekana.- zaczęła brunetka wychodząca z tej samej kabiny co ruda. Dziewczyna ubrana była podobnie do swojej "koleżanki", tyle że nie miała spódnicy a czarne spodnie i torbę na ramieniu do której chowała zapalniczkę i czerwono białą paczkę po fajkach.- Chyba trzeba ją przytemperować... Co ty na to, Juddy?

   - Masz rację, Lyio. Nowa nie będzie mnie obrażała!

Gdy brunetka i ruda zaczęły iść w moim kierunku, do łazienki weszła Emma. Zjechała je wzrokiem a te niczym spłoszone koty, wybiegły z toalety. Blondynka uśmiechnęła się i podeszła do lustra.

   - Czego od ciebie chciały?- zapytała poprawiając fryzurę.

   - Nie wiem. Nazwałam tą rudą latarnicą i widocznie chciały mnie pobić. A tylko by mnie tknęły... pożałowały by tej decyzji.- zaśmiałam się a Emma mi zawtórowała. Lecz po chwili moja potrzeba fizjologiczna dała mi o sobie jeszcze bardziej znać i wleciałam do pierwszej kabiny z lewej.

        Gdy wszystkie lekcje się skończyły (ku mojej uciesze, bo akurat tego dnia zajęcia były wyczerpujące) spotkałam się z Emmą przy fontannie. Byłam pierwsza, jak zwykle, i musiałam na nią czekać. Usiadłam na ławce i czekałam, czekałam, czekałam aż nadeszło zbawienie w postaci Emmy. Lecz w tej samej chwili moje szczęście runęło bo zobaczyłam że Em idzie z Tristanem. Chciałam stamtąd jak najszybciej iść, lecz nie mogłam. Sama nie wiem czemu chciałam tak zro... nie, chwilka. Przecież wiem czemu, bo się z nim pokłóciłam i nie miałam zamiaru z nim rozmawiać. Choć z drugiej strony, cieszyłam się że przyszedł. Może chciał się pogodzić.

   - Jestem! Przepraszam za spóźnienie.- zawołała blondynka podbiegając do mnie i siadając obok.

   - Przywykłam, ale miałaś przyjść sama.

   - Wiem, ale Tristan chciał ci coś powiedzieć i zapytał gdzie może ciebie znaleźć i powiedziałam że spotykasz się ze mną przy fontannie po zakończeniu lekcji.

   - No właśnie... to co? Zostawisz nas samych?- Tristan zwrócił się do swojej siostry. Ta potaknęła i odeszła kawałek dalej i zaczęła rozmawiać z Gabrielem, chyba jej dobrym przyjacielem.

   - To o czym chciałeś gadać?- zapytałam najzimniej jak potrafiłam.

   - Bo... no wiesz... chciałem... cię przeprosić.- powiedział nieśmiało. Mimowolnie się uśmiechnęłam lecz po chwili szybko pozbyłam się uśmiechu, żeby nie myślał że przeprosiny wystarczą.

   - I co? Myślisz że przeprosiny wystarczą? Może zachowuję się jak urażona diva, ale dobrze wiesz czemu tak zareagowałam!

   - Wiem, wiem. Za to też cię przepraszam. Głupio postąpiłem i jest mi z tym źle że tak wydarłem się na ciebie. Po prostu... dałem się ponieść nerwom. Co mam zrobić żebyś mi wybaczyła?- Tristan padł przede mną na kolana i spuścił głowę jakbym za chwilę miała go na rycerza pasować. On jako jeden z nielicznych moich znajomych potrafił rozśmieszyć mnie, bez potrzeby robienia z siebie błazna. Wtedy wiedziała ze chce, bym mu wybaczyła, ale mimo to ta sytuacja lekko mnie rozbawiła.

   - Po pierwsze to wstań, bo wygląda to tak jakbyś mi się oświadczał a na żonę to jestem za młoda.- brunet uniósł głowę i wstał.- Po drugie podjęłam decyzję. Wybaczam ci.- powiedziałam uśmiechając się szczerze i przytuliłam go. Odwzajemnił gest a gdy Emma to zobaczyła, zaczęła wiwatować i klaskać jak szalona. W sumie, to ona jest szalona...

   - To co? Skoro już się pogodziliście, to może się gdzieś przejdziemy i zabawimy trochę?- zaproponowała blondynka podchodząc do nas.

        W tamtej chwili bez większego zastanowienia, zgodziłam się. Lecz gdybym wiedziała, jak ten dzień planuje się skończyć, to odmówiła bym z jednej z "atrakcji dnia".


~~~~


Dzisiaj witam was ja, Czarnowłosy. Jowita jest w szkole a ja w domciu bo źle się czuję. Nie za bardzo wiem co mogę tu napisać, więc zapytam, jak wam się podobał pierwszy rozdział? Nie jest nudny, monotonny i w ogóle badziewny? Wasze zdanie jest dla mnie bardzo ważne, gdyż Jowita zdała się na mnie i na moje "umiejętności" przy tworzeniu tego rozdziału...

Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia,
        Czarnowłosy Blogger

środa, 11 lutego 2015

Prolog+ powitanie




PROLOG


        Otworzyłam oczy i odruchowo spojrzałam pod nogi. Czułam coś miękkiego i okazało się że stoję na trawie. Boso. Wzrokiem wędrowałam wyżej i wyżej i zauważyłam że stoję w samym szlafroku. Zawiał chłodny wiatr, więc potarłam dłonią o dłoń i ruszyłam w kierunku domu w którym się ukrywaliśmy. Po chwili usłyszałam hałas. Zobaczyłam jak wielka kula ognia spada na chatę i spala ją w drobny mak. Zaczęłam biec, coraz szybciej, lecz stwierdziłam że to nie ma sensu. Padłam na kolana i zaczęłam płakać lecz moja rozpacz szybko zamieniła się w złość. Wstałam, poczułam jak ogarnia mnie agresja i wrogość. Otoczyła mnie ognista aura, podpalająca trawę i namalowałam palcem w powietrzu nie do końca znany mi symbol. Po chwili aura została jakby wchłonięta przez znak, podobnie i powstały ogień a nad domem zaczął spadać deszcz ognistych pocisków. Nagle... poczułam straszny ból i pieczenie pod prawą łopatką. Potem kolejna fala bólu pod lewą i padłam na ziemię. Martwa.

 ~~~~

Tak, tak wiem. Może i prolog wygląda jak wyjęty z pupci, ale miał tak wyglądać.
A teraz część nieoficjalna, czyli powitanie na blogu. Witam was ja, Elfik JoWita lecz nie sama. Wita was także Czarnowłosy Blogger, czyli mój braciszek. Wiem, wiem... długo mnie nie było, ale jestem... jestem. Tak... i wraz z bratem postanowiliśmy coś stworzyć i tak oto powstało opowiadanie, czy też książka pt. "Łowcy: Przebudzenie". Pozwolę sobie, a raczej nam, dodać pewne informacje na temat opowiadania, krócej mówiąc, spojlerek. Otóż będzie ono opowiadało o losach dziewczyny, Johanny, która zostaje oddana do szkoły z internatem z bliżej nieznanych jej powodów. Rodzice na odchodne powiedzieli jej że tak będzie lepiej, lecz główna bohaterka nie do końca w to wierzy. Na miejscu poznaje trójkę swoich przyjaciół oraz... odkrywa pewną tajemnicę dotyczącą jej samej jak i jednego z jej znajomych. Ogólnie w opowiadaniu nie zabraknie akcji (każdy, kto czytał moje poprzednie twory wie że nie mogę się bez tego obejść) jak i zwykłych sytuacji codziennych, typu nauka, kłótnie, romanse i inne niuanse (mistrzem w ich opisywaniu jest mój brat, a przynajmniej takie jest moje zdanie). Także co... pozostaje mi was jedynie serdecznie zaprosić do czytania i odwiedzania naszego bloga a także komentowania i wyrażania swoich opinii.

Elfik JoWita
Czarnowłosy Blogger